Look'acze :)

niedziela, 24 czerwca 2012


Chapter #4

Czułam się bezbronna, słaba i poniżona. Wydawało mi się, że dryfuję po bezdrożach, a z każdą chwilą zagłębiam się w wszechobecną czerń coraz bardziej i bardziej... Wiedziałam, że to mój koniec, ale postanowiłam w to nie wnikać. Ważne, żeby się stamtąd wydostać. Ale niby jak, skoro nie miałam zielonego pojęcia, gdzie jestem? Jeśli gdziekolwiek byłam. Nie czułam nic. Tylko pustkę. Z każdą chwilą zbierało mi się na płacz. I co teraz? Zostałam skazana na takie coś? Już na zawsze? Myślałam, że jeśli się odchodzi to człowiek zostaje gdzieś wysłany. Dalej. Zadowoliło by mnie nawet jakieś durne światełko (naoglądałam się za dużo filmów tego typu)... A tu nic. I to mnie dobijało. Nie widziałam niczego, niczego nie czułam, ale zaraz... Czy to śpiew? Nagle nade mną zaczął roztaczać się anielski głos i poczułam drgawki. Tak! Ciemność blakła; robiła się szarawa, a potem coraz jaśniejsza i wyraźniejsza. Co mnie teraz czeka? Nagły, rozrywający ból przeszył mi głowę i całe ciało. Chciałam krzyczeć, a nie mogłam. Ciemność powtórnie wróciła...


*
Po serii krztuszeń i jęków udało mi się powstrzymać ból. Chyba zniknął bezpowrotnie, a po nim odczułam coś dziwnego. Tak jakbym znów odzyskała swoje ciało i czucie. Niemniej jednak to mnie nie pocieszyło. Wcale, a wcale. Bo ból wrócił z powrotem ze zdwojoną siłą. Znienacka poczułam dotyk. Czyjś dotyk. Wzdrygnęłam się i mimowolnie, przerażona, rozchyliłam powieki. Obraz był rozmazany i bardzo jasny; potrzebowałam kilku sekund, aby oprzytomnieć i uświadomić sobie co jest grane. Po pierwsze poczułam niesłychaną ulgę, ponieważ byłam stuprocentowo pewna, że żyję i to sprawiło, że mimo bólu, który teraz odczuwałam zaczęłam się uśmiechać sama do siebie. Co prawda z wysiłkiem. Po drugie dotyk, który tak mnie przeraził okazał się należeć do... 
- Alice! - Wyszeptałam. Chciałam powiedzieć to głośniej, ale coś blokowało mi gardło. Zebrało mi się na płacz.
Przyjaciółka gładziła moje potargane włosy i trzymała za dłoń. Jej twarz momentalnie zmieniła wyraz: z zasmuconej, przez szczęśliwą i cierpiącą. Nie odpowiedziała nic. Wiedziałam jak się męczy. Z wysiłkiem się uśmiechnęła, ale po kilku sekundach zamrugała i wybuchnęła spazmatycznym szlochem.
- Nancy... Tak mi głupio! Jak ja... - Nie dokończyła tylko położyła głowę na moim brzuchu.
- Przecież żyję. Nie ma co rozpaczać. A poza tym moczysz mi pościel!
Alice natychmiast podniosła głowę. 
- Przepraszam. - Potarła nos, po czym obie w tym samym momencie roześmiałyśmy się. Po czym ja zakasłałam. 
- Och, jak ja za tym tęskniłam. - Westchnęłam cicho i rozejrzałam się dookoła. - Gdzie ja tak właściwie jestem?
- W szpitalu. Nie poznajesz? 
"No tak". Pomyślałam. I przeraziłam się nagle. Uświadomiłam sobie, że znajduję się w szpitalu, w którym pracuje moja mama. Niedobrze. Ten oddział (jak i również kilka innych; w tym noworodki, gdzie urzędowała moja mama) był odnowiony i aż miło było na nim leżeć. Łóżko było przyjemnie wygodne, ściany wymalowane w różne odcienie zieleni i błękitu, a podłoga była wyłożona miękką matą w kolorowe wzorki. To miejsce nie napawało mnie niepokojem. Po prostu wyciszało. Byłam tam tylko ja, Alice i dwa wolne łóżka z obu stron. Niepokojem napawało mnie to, że...
- Czy ona już wie? 
Alice pokiwała głową na tak i na nie.
- Nie rozumiem.
- Ale o kim mówisz? - Spytała.
- O mojej mamie! 
Alice klepnęła się w czoło.
- Nie będę owijać w bawełnę. Nie zna wszystkich szczegółów, ale z rozmowy przez telefon wywnioskowałam, że jest na Ciebie naprawdę zła. A to nie wróży nic dobrego...
Poczułam się naprawdę skołowana.
- Ok. Może opowiesz mi wszystko od początku. 
- Tzn odkąd?
- Pamiętam, że pokłóciłyśmy się i pojechałam Cię szukać... Tylko po co? - 
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nic nie pamiętam. Boże. - A teraz poobijana i połamana leżę w szpitalu. Co do cholery...
- Nancy. Tylko spokojnie. Musisz dużo odpoczywać. A teraz do rzeczy. - Alice zdjęła z ramion kurtkę i zobaczyłam jak wiele zadrapań ma na ramionach, rękach, dłoniach, a nawet dekolcie... Skąd one się tam wzięły?
- O Boże! - Przerażona zakryłam dłonią usta. - Co Ci się stało?
- A to. - Wskazała na rany. - To nic. - Wzruszyła ramionami. - Wszystko pozamiatane. A dasz mi zacząć?
Oniemiała pokiwałam głową. 
- Tylko spokojnie. Na wstępie powiem Ci, że Filip jest załatwiony.
Co? Jaki Filip? O kim ona mówi? Po chwili przypomniałam sobie. Ten cholerny dupek. Jak to mogło się stać? Nagle bardzo rozbolała mnie głowa.
- Przecież on mógł nas obie zabić! - Pisnęłam. - Jak Ci się udało... No wiesz... - Nie wiedziałam jak to ubrać w słowa. Wszystko widziałam, jak przez mgłę. - Kiedy z nim walczyłam ty wcale się nie poruszałaś. Zupełnie tak jakbyś była pod jego kontrolą. Niczym w transie. - Zrobiłam pauzę, bo nie najlepiej się czułam, a mówienie dłuższych zdań tylko pogarszało sprawę. 
- Pozwól, że wszystko Ci wyjaśnię. - Alice odchrząknęła. - Wysnułam pewne wnioski. W dniu w którym się pokłóciłyśmy Filip dał mi pewien naszyjnik, o odcieniu mocnego turkusu. Zapewnił, że to amulet, który przyniesie nam szczęście, wieczną miłość i bla, bla, bla! Dupek. - Uśmiechnęłam się. Nareszcie zaczęła gadać od rzeczy. - Uległam jego urokowi i przyjęłam prezent. Gdy tylko go włożyłam poczułam okropny ból, który przeniknął moją czaszkę. Ugięły się pode mną kolana. Próbowałam to zdjąć, ale Filip syczał mi do ucha, bym tego nie robiła. Zupełnie tak jakby rzucił na mnie urok! Resztę pamiętam tak jak ty - przez mgłę. Mówił mi różne rzeczy, wydawał polecenia, a ja niczym sługus je wykonywałam! Uwierzysz w to?
Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- Wiesz, że to co mówisz brzmi jak czarna magia, nie? - Szepnęłam.
Alice przytaknęła.
- Niby tak, ale jak to racjonalnie wyjaśnić? Widziałaś jak się zachowuję! To on kazał mi się z tobą pokłócić. Znasz mnie. Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła bliskiej osobie! A potem cała reszta. Kazał mi się świetnie bawić i zapewniał, że dzisiejsza noc będzie uwieńczeniem naszego "związku". Chorego związku... A ja jak jakaś głupia dałam się wciągnąć w ten cały syf, przez który o mało co nie zginęłyśmy. On jest psychopatą. Gdyby nie ty jak nic zginęłabym. Do końca moich dni mam u Ciebie dług wdzięczności. Nie wierzę w to wszystko, nie wierzę...
Wsłuchiwałam się w to z szeroko otwartymi oczami. To co mówiła, może i było wyciągnięte rodem z jakiejś powieści science fiction, ale w pewien sposób do mnie przemawiało.
- A potem przez głowę przeleciał mi Twój rozdzierający duszę krzyk i jakaś przytomna część mnie uwolniła się od uroku. Tak na mnie działasz. Takie jesteśmy sobie bliskie. Potrzebowałam kilku sekund, żeby uświadomić sobie co się dzieje. Widziałam Ciebie zsuwającą się po ścianie i tego bydlaka z tasakiem w ręku. Miałam szczęście, że jestem szybka niczym gepard. Jednym zwinnym ruchem powaliłam go na ziemię w chwili, gdy podniósł nóż wysoko w górę, a on opadł na ziemię i niefortunnie uderzył się w głowę tracąc przy tym przytomność. Wtedy trochę zaoszczędziłam na czasie. Ty zemdlałaś, więc położyłam Cię w odpowiedniej pozycji, spróbowałam zatamować krwawienie, albo obudzić, lecz ostatecznie zadzwoniłam po karetkę.
Jej opowieść sprawiła, że leżałam tam jak wryta.
Łzy zapiekły mnie w oczach.
- Jak dobrze, że już wszystko dobrze. - Powiedziałam próbując się zaśmiać. Wizja nas obu leżących na cmentarzu nadal wywoływała u mnie dreszcze i mdłości. 
Alice uściskała mnie. 
- Dziękuję.
- Ja też Ci dziękuję... 
- Musisz odpocząć, Nancy. Źle wyglądasz.
- Wielki dzięki. - Prychnęłam. - Ale mam jeszcze parę pytań. Na przykład, co dalej stało się z Filipem?
- Nie mam pojęcia. To działo się tak szybko, że nawet nie miałam czasu na dzwonienie na policję. Po prostu został tam. Nieprzytomny.
Co mnie ucieszyło, a zarazem przeraziło. Bo mimo tego, że dostał za swoje to nadal był wolny i mógł robić to co mu się podoba.
- Nie zawracaj sobie nim głowy. - Machnęła ręką, widząc moją minę. - Dopóki nie poczujesz się lepiej. I będziesz głodna zemsty, jasne?
- Tak jest, pani porucznik. - Zasalutowałam ręką. Tą która nie była złamana. - A jak długo tu siedzisz, hm?
Alice ponownie machnęła dłonią.
- To nieistotne. Jestem Ci to winna.
Widziałam, że ma cienie pod oczami, skórę bledszą niż zwykle, usta suche, ciuchy i ciało również w nie najlepszym stanie...
- Wiesz, że jestem Ci wdzięczna za to, że tak długo przy mnie jesteś, ale musisz odpocząć. Obie musimy to zrobić. Alice, nie wyganiam Cię, ale idź do domu trochę się ogarnąć!
Zaśmiała się. Chyba odzyskała dobry humor.
Wtem do sali weszła młoda pielęgniarka.
- Twoja przyjaciółka ma rację.
- Jeszcze tu wrócę. Niebawem. - Cmoknęła mnie w czoło, wzięła kurtkę i ziewnęła. 
- Do zobaczenia. - Pomachałam jej.
- Na razie. - Alice posłała mi buziaka i wyszła z sali, cicho zamykając salowe drzwi. 
- I jak się masz? - Zapytała pielęgniarka sprawdzając rurkę od wenflonu.
- Nie najlepiej. - Przyznałam szczerze. Czułam się jak kotlet mielony. Jakby wszystkie moje komórki, tkanki, kości, narządy zostały doszczętnie zmielone i upchnięte w jedną kupę niby to przypominającą mięso, ale i tak było co najmniej dziwne i nieproporcjonalne. Westchnęłam. - Zawsze mogło być gorzej.
- Tak jest. Poprawić Ci poduszkę. - Uśmiechnęła się do mnie promiennie. Kogoś mi przypominając. 
- Poproszę. Sama nie dam sobie rady.
Pielęgniarka pomogła mi i z wysiłkiem usiadłam, a ona strzepała poduszkę.
- Już możesz.
Powoli opadłam na łóżko.
- Dzięki.
- Nie ma za co. A tak przy okazji to był heroiczny wyczyn z Twojej strony, Nancy.
Skąd ona znała moje imię? Ach, tak. Zostało przyczepione wraz z tablicą do mojego łóżka.
- Dziękuję pani.
- Proszę, mów mi Diana.
- OK. Dzięki Diana.
- Jestem do Twojej dyspozycji.
Uśmiechnęłam się.
- W takim razie, czy mogłabyś załatwić dla mnie pewną sprawę?




4 komentarze:

  1. MASAKRA TOTALNA MASAKRA!!!! ale pozytywna rzecz jasna ;D
    długość twoich rozdziałów w porównaniu z moimi to.... totalna masakra.... moje krótkie takie że ło matko boska! a twoje....mmmm.... miód malina ;D
    twoja Marchewa ♥♥

    P.S. zaczepiste to zdjęcie co masz w tle... wyślij mi je na fb...plis ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pff... Moje są długie, ale przerwy pomiedzy ich dodawaniem sa jeszcze dłuższe ;d Twoje są miód malina, nie moje...
      Haha!

      Usuń
  2. Super! Super i jeszcze raz super!! Jak to określiła Marchewa "miód malina" :D
    Johnny :D :**

    OdpowiedzUsuń