Chapter #8
Z dudniącym sercem, skołatanymi myślami i niedowierzaniem jednym susem znalazłam się przy łóżku Otisa. Mogę się założyć, że minę miałam jak podekscytowany przedszkolak.
- Co pani wyprawia? - Oburzył się siwy lekarz. - Proszę natychmiast wracać do łóżka!
Rozdziawiłam usta chcąc coś powiedzieć, ale ostatecznie zamknęłam je i z uniesionym palcem, zgarbiona wróciłam do łóżka głośno tupiąc z dezaprobatą.
- Ciekawe czy pan będąc nastolatką by tak nie zareagował!
Lekarz odburknął coś. Otis miał beznamiętny wyraz twarzy, ale wiedziałam, że tylko trzyma pozory. Jego skóra wibrowała od wściekłości.
Mężczyzna nagle groźnie na mnie spojrzał.
- Dlaczego on tu leży?
Uniosłam brwi do góry.
- Bo miał wypadek?
- Tyle to ja wiem. - Złapał się pod boki. - Czemu jesteście razem?
Oboje z Otisem spojrzeliśmy na niego jak na wariata.
Po chwili zreflektował się.
- W jednej sali...
Wzruszyłam ramionami. Otis zrobił zamyśloną minę.
- Ratownicy mówili mi, że inne sale były zajęte, więc zostałem zmuszony do pozostania tutaj. Miałem do wyboru jeszcze korytarz... - Spojrzał na mnie spode łba. - I chyba się na niego zdecyduję.
Lekarz wyciągnął długopis z kieszeni fartucha i nakreślił coś na arkuszu papieru trzymanego na skórzanej podkładce.
- Rozumiem. Proszę poczekać. Zaraz coś sprawdzę. - I wyszedł na korytarz.
- Na razie nigdzie się nie wybieram. - Prychnął chłopak.
"I całe szczęście" Dodałam w myślach. Wskoczyłam na swoje miejsce, niepewnie zerkając na "Pana Shinode" Otis wpatrywał się w sufit, po czym po jego twarzy przebiegł uśmiech.
- Ale dałaś popis.
Rzuciłam mu spojrzenie mówiące samo za siebie.
- No cóż. Nie na co dzień ląduje się w szpitalu w jednym pomieszczeniu z autentycznym synem wielkiej gwiazdy rocka... Ty wiesz co ja przeżywam? - Złapałam się za serce. Starałam się opanować, ale przychodziło mi to z trudem.
- Ja mam to wiedzieć?! Niczego nie rozumiesz i masz bardzo nikłe pojęcie na temat życia. Przynajmniej mojego.
Tym swoim podejściem i nastrojem zaczął mnie powoli irytować.
- Słuchaj! To, że jesteś rozpieszczonym, kapryśnym nastolatkiem jestem w stanie zrozumieć, ale gdybym była na Twoim miejscu nie marudziłabym tak. A przynajmniej nie publicznie. Koleś! Ty jesteś Otis! Otis Shinoda! Syn faceta, którego podziwiam od lat. Nie przypuszczałam, że jego syn jest taki... Żałośnie dziecinny.
Odwrócił wzrok. Moje słowa go zraniły. Wyglądał jak balonik, z którego uszło całe powietrze...
- Hej, słuchaj nie chciałam...
- Daj spokój. Chcesz znać prawdę. To ją poznasz. - Otis powoli dźwignął się, a potem powoli usiadł na skraju łóżka. Był tak podobny do Mike'a. Niczym dwie krople wody. Popatrzył na mnie. Z bólem w oczach. - Może wydaje Ci się, tak jak pewnie większości ludzi na tej planecie, że dzieci sławnych osób wiodą cudowne, bezproblemowe i bogate życie. Mają wszystko pod nosem, nie zabiegają o nic i są już "ustawione", więc o nic nie muszą się martwić. I może tak jest. Ale nie w moim przypadku. - Wziął głęboki wdech. - Moje życie jest nieco bardziej skomplikowane. Czasem zazdroszczę innym, że nie wiodę zwykłego jak normalny człowiek. Może to śmiesznie brzmi, ale jestem taki... Zgorzkniały i to często, ponieważ czuję się skrzywdzony. Spróbuj to zrozumieć.
Przerwał. Mówił to szczerze. Ale czułam, że chyba do końca nie potrafił lub nie chciał mi zaufać. Bał się? Sądził, że nie powinien wyżalać się obcej, nowo poznanej dziewczynie, w dodatku fance zespołu swojego ojca na tak osobiste tematy?
"Trochę to pokręcone" Przyznałam samej sobie w duchu. Nigdy nie byłam postawiona w takiej dziwnej sytuacji jak ta. O matko!
- Otis, może wydaje Ci się, że jestem z gatunku tych pustych dziewczyn szalejących za Linkin Park tylko i wyłącznie na wzgląd członków zespołu i gadających na prawo i lewo: "Ach, Mike, mój słodki! Kiedyś będzie moim mężem! Och, och!", albo "Chazzy jest zajebisty! Ten jego głos! Jest taki seksowny!", ale do cholery, wcale tak nie jest! (No, dobra może czasami w napadach głupoty). Nie jestem taką osobą! I nigdy nią nie będę! Podziwiam wszystkich po równo. - Jego brwi powędrowały wysoko do góry. - Okay. - Poddałam się. - Może Mike'a nieco bardziej. Ale z wielu powodów. Zdaję sobie sprawę, jak bardzo jest Ci źle. Próbuję to ogarnąć. Nie myśl sobie, że mnie nie jest ciężko. Kiedyś, gdyby nie oni... Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że naprawdę nie było mi łatwo. Ich muzyka zmienia, Otis. Trafia prosto tam w tę grubą barierę otaczającą Twoje prawdziwe, dobre Ja. Czuję się tak, jakbym miała osobistą więź z ich twórczością. I z pewnością nie jestem jedyna. - Przed oczami miałam Alice. Jej pokój, w którym od progu czuć atmosferę rocka, a konkretnie pewnego zespołu. - Bo te kawałki... One mają duszę. Każdy o czymś opowiada. Do mnie jak najbardziej przemawiają. I bardzo podnoszą na duchu, kiedy jest mi źle.
Powiem Ci tyle: Jestem Nancy. Uwielbiam Twojego ojca i jego zespół. Pewnie nigdy więcej w życiu się nie spotkamy. Ja będę o Tobie pamiętać, wybacz. Tobie niedługo moja osoba stanie się obojętna, jeśli już nie jest, i wyleci Ci z głowy. Jeśli chcesz, możemy pogadać. Szczerze. Widzę, że tego potrzebujesz. Jeżeli masz zamiar dalej wszystko w sobie tłamsić i być dla innych taki, jak do tej pory, proszę bardzo. Więcej nie poruszamy tematu LP, Twojego życia i Twoich problemów. Do niczego Cię nie zmuszam. Przemyśl to.
Otis słuchał uważnie, nie przerywając. Wpatrywał się w podłogę. Na końcu mojego monologu uśmiechnął się sam do siebie, ale po chwili spoważniał. Przez kilka chwil nic nie mówił, najwyraźniej tocząc ze sobą wewnętrzną walkę. Obserwowałam go uważnie czekając na odpowiedź.
- Obiecasz mi coś? - Zapytał patrząc w przestrzeń.
Pokiwałam głową.
- To co Ci powiem zachowaj dla siebie, Okay?
Uśmiechnęłam się.
- Możesz być pewien.
Odwzajemnił uśmiech. Wypuścił powietrze z płuc, z wyraźną ulgą.
- Nie wiem jak zacząć. Tego jest cała masa, a...
Przerwał, bo siwy lekarz szybkim krokiem, stukając obcasami wszedł do sali.
- Zrobiłem obchód po oddziale i okazało się, że jest tylko jedno wolne miejsce w męskiej części. Czy życzy sobie pan, żeby go tam umieścić? - Kiedy mówił jego siwe wąsy zabawnie podskakiwały. Nie potrafiłam ukryć cisnącego się na usta uśmiechu. Otis też nie mógł się powstrzymać i parsknął śmiechem. Rzucił mi znaczące spojrzenie i zwrócił się do lekarza.
- Dziękuję za troskę, ale ja tu zostaję.
Powiedział to zupełnie innym tonem. Nie "Otisowym". Czyli jednak robił postępy! Ucieszyłam się. Może powinnam zostać życiowym doradcą? Jest taki zawód? A może to trochę jak psycholog? Nieważne.
Lekarz zamyślił się.
- Na pewno chce pan tu zostać?
Otis posłał mu pewne spojrzenie.
- Innej opcji nie widzę. Pan wybaczy, ale chcieliśmy porozmawiać.
Lekarz wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale w końcu nie wydobył z siebie żadnego dźwięku. Zanim wyszedł przeprowadził kilka krótkich badań i wywiad z Otisem. Kiedy wyszedł zapytałam:
- Zastanawiam się nad Twoim wiekiem. Jesteś dorosły? Bo ten lekarz zwraca się do Ciebie "pan"?
- Och, nie. Mam 17 lat. A może to zwykła uprzejmość? Choć, wyglądam na starszego niż jestem w rzeczywistości.
Zatkało mnie.
- Co ty! Ja też!
Zmarszczył czoło.
- Wcale nie wyglądasz na starszą, niż w rzeczywistości.
Machnęłam ręką.
- Nie to. Ja też mam 17 lat! Cóż za zbieg okoliczności.
- Dziwaczny...
Po chwili milczenia na powrót uśmiechnęłam się do niego.
- Czy nie mieliśmy o czymś pogadać?
- Zbieram myśli. Daj mi sekundkę. - Potarł skronie i z miną myśliciela orzekł: - Gotowy!
- Super. Jestem ciekawa...
- Jak to jest być dzieckiem gwiazdy rocka? - Dokończył za mnie.
Przytaknęłam.
- Niesamowicie! - Rzucił tonem pełnym ironii.
- Ej, Otis! Umówiliśmy się na coś. - Przypomniałam mu.
Westchnął z rezygnacją.
- Odkąd pamiętam zajmuje się mną mama. Właściwie tylko na nią mogę liczyć. Oczywiście mam jeszcze jednego PRAWDZIWEGO przyjaciela, ale mama to jednak taka osoba w Twoim życiu, której możesz bezgranicznie zaufać. Tata... On jest gwiazdą. Ma tak napięty grafik, że czasem nie przesypia kilku nocy pod rząd. Ciągle ma coś do roboty! Wiecznie jakieś koncerty, spotkania z fanami, studio, zespół, CHESTER... - Podkreślił to tak dobitnie, że aż parsknęłam. Natychmiast przywołałam się do porządku, a on mówił dalej, jak gdyby tego nie zauważając. - Chester jest jak druga żona mojego taty. Rozumiem, że nie ma normalnej pracy, jest dewastowany na każdym kroku i tak dalej, ale... Mam po dziurki w nosie takiego życia. Chore rodzinne relacje, brak czasu dla nas. Marzę tylko o tym, żeby kiedyś było w końcu normalnie...
- Otis, na pewno nie jest, aż tak źle jak mówisz!
- Uwierz, nie chciałabyś być na moim miejscu.
Uniosłam brwi wysoko do góry.
- Ja? Niby nie chciałabym być córką Mike'a Shinody? Mieć go tak na wyłączność... Na co dzień... - Przerwałam i na chwilę pogrążyłam się w marzeniach. Ocknęłam się dopiero, gdy poduszka Otisa z impetem uderzyła mnie w twarz. - Ej! Sory, już wróciłam.
- Zauważyłem to. Zadam dziwne pytanie, ale wiem już, że szalejesz za Linkin Park i tak zastanawiam się... Czy mój tata Ci się podoba?
Tym pytaniem zupełnie mnie zaskoczył. Zarumieniłam się.
- Nie no coś ty. Ani trochę. - Zaprzeczałam samej sobie i swoim uczuciom, ale nie powiem nowemu koledze (synowi międzynarodowej gwiazdy), że podoba mi się jego ojciec (ta, międzynarodowa gwiazda)... Jak to w ogóle brzmi?!
- Uff, kamień z serca! Bo wiesz, nie chciałbym, by moja mama została sama z kotami, jeśli wiesz co mam na myśli.
Spróbowałam zaśmiać się naturalnie, ale zamiast tego z moich ust dobył się histeryczny chichot. Kiedy tak to przedstawiał to rzeczywiście traciłam ochotę na szał za Mike'em. Chyba właśnie o to mu chodziło.
- No nie wiem, nie wiem. - Podroczę się z nim. - Hm, a mogłabym prosić numer do Twego ojca?
Otis bez wahania wyjął komórkę.
- Jasne.
Wybałuszyłam na niego oczy.
- Że jak?!
- To Twoja wielka szansa życiowa! - Zamachał telefonem.
Podekscytowana sięgnęłam po telefon.
- Chyba sobie ze mnie jaja robisz.
Odchrząknął.
- Uwaga dyktuję: 777 - 888 - 9999.
Na ekranie pojawił się ten zwariowany numer. Mogłam się tego spodziewać.
- Pff, co to ma być? - Popatrzyłam na niego spode łba.
- Numer telefonu.
- Niby czyj?!
- Chciałaś, to masz! - Jęknął.
- Wielkie dzięki. - Oburzyłam się i odwróciłam plecami.
Przeciągłe westchnienie, skrzypnięcie łóżka i odgłos wędrujących stóp. Sekundę później twarz Otisa znalazła się przy mojej.
- Mike... To znaczy tata. - Przerywa szukając mojego wzroku. Przewracam oczami i spoglądam na niego. - Nie odebrałby. Uwierz. Ma kilka telefonów. Rodzina, znajomi, zespół, praca, studia nagraniowe. I to wszystko. Musi i tak co jakiś czas je zmieniać. Nawet nie wiesz, jak szybko ludzie są w stanie zdobyć jego numer. - Wyciąga rękę. - Daj mi komórkę.
- Niby po co? - Pytam.
- Po prostu mi ją podaj.
Chwyta mój telefon i coś wystukuje na klawiaturze.
- Może uznasz to za szalone i niedorzeczne, ale wierzę w przeznaczenie.
Telefon z powrotem ląduje na moim brzuchu. Na wyświetlaczu widnieje zapisany nowy kontakt. Patrzę na Otisa.
- Czy to PRAWDZIWY numer Otisa Shinody?
- Sama sprawdź. - Wzrusza ramionami.
Naciskam zieloną słuchawkę i po kilku sekundach słyszę rockową melodię, przygłuszoną, bo dochodzi z szafki przy łóżku Otisa.
Chwilę potem szczerzę się do niego mówiąc:
- W takim razie ja też zaczynam w nie wierzyć...
jej!!!!! w końcu dodałaś!!!! :D
OdpowiedzUsuńRozdział świetny. Genialnie piszesz... Cały ten blog jest super. :) No normalnie... nie wiem co napisać :D
czekam na następny :)
masz talent......... świetny rozdział.....normalnie extra !:P
OdpowiedzUsuńczekam z niecierpliwością na następny rozdział
Matko!!! To jest po prostu genialne! Naprawde.... Szacuneczek :) Pisz dalej :D
OdpowiedzUsuńOprah :P